czwartek, 30 lipca 2015

Krew Olimpu - Rick Riordan

Małe wprowadzenie, dla wszystkich tych, którzy nie są w temacie twórczości Ricka Riordana.
"Olimpijscy Herosi" to seria opowiadająca dalsze przygody bohaterów znanych nam z innej serii Ricka Riordana "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy". 
Jeśli nie czytałaś/czytałeś tych serii i tej książki, to: a) nie czytaj również tej recenzji, ponieważ praktycznie cała będzie ogromnym spoilerem dla kogoś, kto nie przeczytał poprzednich części, b) przeczytaj obydwie serie i wróć tu, żebyśmy mogli razem podyskutować!
Seria "Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy" oraz jej kontynuacja, czyli "Olimpijscy Herosi"
"Wszystko, co dobre, szybko się kończy."
To już koniec...
Nie będzie więcej części.
Właśnie przeczytałam ostatni tom serii "Olimpijscy Herosi", czyli "Krew Olimpu".
Czy jest mi smutno, że seria się kończy? Tak. 
Czy jestem zadowolona z tego, jak się skończyła? No cóż...
Krew Olimpu
Zacznę od tego, że wydaje mi się, że bardzo trudno napisać jest satysfakcjonujące wszystkich czytelników zakończenie, szczególnie, jeśli jest to zakończenie bardzo dobrej serii. Trzeba uważać, żeby nie zepsuć dobrego wrażenia zostawionego przez poprzednie książki.
Rick Riordan po części sprostał zadaniu, po części nie.
Zacznę, od tego, co mnie najbardziej zdenerwowało, kiedy czytałam tę książkę.
Książka podzielona jest na rozdziały opowiadane z perspektywy różnych postaci.
Mamy perspektywę Jasona, Nico, Reyny, Piper i Leona.
Okrętem"Argo II" płynęło siedmioro herosów, a mamy wgląd w uczucia i myśli tylko trzech z nich! Nico i Reyna, jak wiadomo transportują razem z Hedgem posąg Ateny Partenos, więc taki zabieg daje nam możliwość śledzenia dwóch stron starających się pokonać Gaję, to akurat jest dobre.
Postacie, na których praktycznie oparte są obie serie, czyli Percy i Annabeth są w tej książce postaciami drugoplanowymi. Nie wiemy, co dzieje się w ich głowach, co czują i myślą, dostajemy tylko informacje przekazywane przez innych członków załogi "Argo II". Widzimy ich po raz ostatni w książce i nie dostajemy szansy, choćby jednego rozdziału, żeby się z nimi pożegnać, nic. Nasze pożegnanie z nimi ogranicza się do Percy'ego rozmawiającego z Annabeth o ich wspólnej przyszłości, studiach i mieszkaniu w Nowym Rzymie.
 Moje pytanie brzmi: Jak można tak bardzo zmniejszyć znaczenie tak ważnych postaci? 
No jak?! 
Akcja i przygody w tej książce nie były tak interesujące i porywające, jak w poprzednich częściach, nie były też złe, czy okropne, były przeciętne, nawet okej. Ale Rick Riordan przyzwyczaił mnie do spektakularnych zwrotów akcji, nieoczekiwanych wydarzeń, tutaj tego nie było, był za to świetny humor, więc to jest zdecydowanie wielki plus.
Scena, w której herosi walczyli ramię w ramię ze swoimi boskimi rodzicami, żeby pokonać gigantów była naprawdę wzruszająca i na swój sposób urocza. Nastolatkowie w końcu nie widzieli swoich rodziców przez bardzo długi czas, albo nigdy z nimi nie rozmawiali. Wszystko ładnie i pięknie, ale dostajemy tylko fragment Jasona rozmawiającego z Zeusem, a co z innymi postaciami, co z Percym i Posejdonem, co z Annabeth i Ateną? To było bardzo rozczarowujące, tym bardziej, że jest to koniec całej serii, więc fajnie by było, gdyby bogowie powiedzieli parę ciepłych słów w kierunku swoich dzieci.
Moim zdaniem pokonali Gaję zbyt szybko i łatwo. Jakby wcale nie była zagrożeniem, puf w górę, trochę wiatru, ognia i magicznego głosu i już. Nie ma Gai, poszła spać.
Kolejną dziwną dla mnie rzeczą jest to, że nikt nie zginął. Nie jestem fanką krwawych zakończeń, gdzie umierają wszyscy główni bohaterowie, ale wielka bitwa i zero ofiar?
 Żeby nie było, że tylko narzekam, bardzo podobały mi się rozdziały z perspektywy Reyny oraz Nico. Ich postacie niesamowicie się rozwinęły, zmieniło się ich podejście do niektórych spraw, stosunek do misji. Fantastycznie było patrzeć na to, jak staja się sobie coraz bliżsi, aż w końcu zostają przyjaciółmi.
Zjednoczenie Greków i Rzymian było wzruszającym momentem, uroniłam łzę (no dobrze, może więcej niż jedną).
Ogromnym plusem, był trener Hedge. Jego dialogi to jak ambrozja lub nektar dla mojej czytelniczej duszy. Najzabawniejsza postać serii, bez wątpienia. Uwielbiam go.
Cała książka nie była zła, ale nie była też zachwycająca. Myślę, że taka wspaniała seria zasługuje na zdecydowanie lepsze zakończenie, niż te, które dostaliśmy. Odczuwam pewien niedosyt, ale on chyba zostanie na zawsze, bo bądźmy szczerzy, nie ważne ile autor napisałby książek w naszej ulubionej serii, to zawsze będzie o tę jedną za mało.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz